niedziela, 8 grudnia 2013

Pod prysznicem



Najlepsze pomysły przychodzą pod prysznicem. Jeśli nie jest to uniwersalną regułą, której prawdziwości każdy może poświadczyć- przynajmniej każdy zwolennik praktycznej przewagi prysznica nad wanną- na pewno regułą jest to w moim przypadku. 

Powtórka Parmenidesa przerwana krótkim wstąpieniem pod tusz poskutkowała tego wieczora narzucającym się nieodparcie skojarzeniem, wraz z którym przyszła idea pracy zaliczeniowej z Historii filozofii starożytnej.  Idea niejasna, obłożona zastrzeżeniami co do koniecznej lektury poprzedzającej decyzję i próbę, ale możliwy tytuł już narodził się w umyśle: Między „O naturze” Parmenidesa a „Traktatem logiczno-filozoficznym” Wittgensteina

Pomysł zrazu wydał mi się karkołomny: „Traktat…” Wittgensteina znam tylko z pobieżnych, raczej podręcznikowych omówień, ale myśl zawładnęła mną całkowicie. Z całą też mocą przekonałem się już po chwili, sprawdzając szybko, co na to google i dowiadując się, że prace o podobnym zamyśle już istnieją- w języku angielskim, jak i po polsku- jak bardzo ambiwalentne można przeżywać emocje, upewniając się o tym, że umysł mój zrodził ideę najwyraźniej nie zupełnie czczą i bezpłodną intelektualnie, jednocześnie absolutnie pozbawioną oryginalności. 

Społeczny dowód tak upragnionej słuszności, który wraz pozbawia pożądanej wyjątkowości.

Mimo wszystko pomysłu na razie nie zarzucam! Jeszcze drżę…

2 komentarze:

  1. tylko bojazni do tego nie dorzuc ;], a to ze praca sie juz pozbawila to nie oznacza ze jest ona pozbawiona braku orginalnosci, wiec drzaco zajalbym sie tym na twoim miejscu panie filozofu

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajmę się. "Traktat..." Ludwiga W. już wypożyczyłem. Będzie dzieło epokowe. ;)

    OdpowiedzUsuń