Pod prysznicem
Najlepsze pomysły przychodzą pod prysznicem. Jeśli nie jest
to uniwersalną regułą, której prawdziwości każdy może poświadczyć- przynajmniej każdy zwolennik
praktycznej przewagi prysznica nad wanną- na pewno regułą jest to w moim
przypadku.
Powtórka Parmenidesa przerwana krótkim wstąpieniem pod tusz
poskutkowała tego wieczora narzucającym się nieodparcie skojarzeniem, wraz z
którym przyszła idea pracy zaliczeniowej z Historii filozofii starożytnej. Idea niejasna, obłożona zastrzeżeniami co do
koniecznej lektury poprzedzającej decyzję i próbę, ale możliwy tytuł
już narodził się w umyśle: Między „O naturze” Parmenidesa a „Traktatem
logiczno-filozoficznym” Wittgensteina.
Pomysł zrazu wydał mi się karkołomny: „Traktat…”
Wittgensteina znam tylko z pobieżnych, raczej podręcznikowych omówień, ale myśl
zawładnęła mną całkowicie. Z całą też mocą przekonałem się już po chwili,
sprawdzając szybko, co na to google i dowiadując się, że prace o podobnym
zamyśle już istnieją- w języku angielskim, jak i po polsku- jak bardzo
ambiwalentne można przeżywać emocje, upewniając się o tym, że umysł mój
zrodził ideę najwyraźniej nie zupełnie czczą i bezpłodną intelektualnie,
jednocześnie absolutnie pozbawioną oryginalności.
Społeczny dowód tak upragnionej
słuszności, który wraz pozbawia pożądanej wyjątkowości.
Mimo wszystko pomysłu na razie nie zarzucam! Jeszcze drżę…
tylko bojazni do tego nie dorzuc ;], a to ze praca sie juz pozbawila to nie oznacza ze jest ona pozbawiona braku orginalnosci, wiec drzaco zajalbym sie tym na twoim miejscu panie filozofu
OdpowiedzUsuńZajmę się. "Traktat..." Ludwiga W. już wypożyczyłem. Będzie dzieło epokowe. ;)
OdpowiedzUsuń